poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Z życia Antyredakcji part. 9



Antywyborcza na polowaniu.
W weekend wybraliśmy się na polowanie – dla sportu, bez ostrej amunicji, za to z czerwonymi kulkami z farbką. Ekolodzy zablokowali nam drogi dojazdowe, ale my nie w ciemię bici i nie takim przeszkodom dawaliśmy już radę.
- Pogoniliśmy psubratów – Antynaczelny jest dumny z zadziornej ekipy.
- Fotka Bossa świeżo po przebudzeniu jest nie do zdarcia. Strach się bać!!!
Z bojową pieśnią na ustach ruszyliśmy w dzicz.
- Na pohybel „Codziennikowi”!!!
I wreszcie ujrzeliśmy zwierza – dziki, ogromny, zły, z rogami i z ogonem.
- To szatan?
- Panie?????
Jednak zimna krew Antynaczelnego udzieliła się wszystkim. Sęk w tym, że w lesie brak śmietników, więc nie było się gdzie schować.
- Z flanki go, debile.
Niestety zwierz zwiał, Antynaczelny gonił go co sił, ale nie dał rady. Wspiął się więc na drzewo sądząc, że namierzy zbiega. I tak siedział, siedział… i siedział. Zgłodniał, a w domu czekały placki, więc wrócił jak niepyszny, ale za to z wilczym apetytem.
- Uciekł mi skubany, ale następnym razem damy mu radę. Namierzymy z satelity dziada, technika nadstawiania ucha i oczopląsu nie zawsze się sprawdza.

6 komentarzy: