
Antywyborcza o podróży Antynaczelnego.
W tym tygodniu Antynaczelny ruszył w szeroki świat, aby sprawdzić kogo jeszcze nie dosięgły macki naszych paszkwili i bełkotu.
- Słyszałem o jakimś Bud(d)zie, ale mało to u nas bud z Azorami? Co, polski pies gorszy niż te z Azji? Mimo to pojadę, tyle na Półwysep Indyjski. – wyjaśnia nam Boss.
Po dwóch dniach przyszedł sesemess na antyredakcyjną komórkę „Zmywam się stąd”.
Co się stało? Wyjaśnienia otrzymaliśmy po powrocie.
- Chciałem trochę pojeździć po Indiach i pogadać z tymi Indianami, tylko jakoś żaden nie miał pióra, więc wydali mi się podejrzani. Nie dość tego, zrezygnowałem z podróży pociągiem jako, że tam to bywa niebezpieczne, więc postanowiłem skorzystać z miejscowej wieloosobowej taksówki. Bilety były dość drogie i do wyboru była klasa „extra bizness” i „standard turystyczna”
Cała Antyredakcja aż przyklasnęła wiedząc, że Antynaczelny propaguje oszczędność w czasach kryzysu, lecz Szefa aż zemdliło na samą myśl.
- W tym wypadku akurat nie warto. Ciasno, ciemno, brak okien, zacinające się drzwi i słaba wentylacja, więc niewiele wam opowiem, choć obsługa personelu bez zarzutu, Hindusi bardzo się starali naprawić te drzwi.
Tylko, że dalej nie wiemy, za co Hindusów trza obsmarować…
niedziela, 28 czerwca 2009
Czy na pewno warto oszczędzać?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz